Nadchodził spokojny
wieczór, a wśród większości pracowników panowały entuzjastyczne nastroje
podsycane świadomością zbliżającej się bitwy. Jednak część osób twierdziła, że
zmagania związane z Ruchem Oporu na Kashyyyk mogą tylko osłabić powoli
rozwijające się Imperium Galaktyczne, czego wynikiem byłaby utrata dotąd
osiągniętych celów. Znowu inni dostrzegali w wojnie szansę na zdobycie awansu
czy też szacunku żołnierzy oraz samego lidera, co skutkowałoby lepszą
perspektywą na przyszłość. Ashna nie była zwolenniczką wojennych wartości, nie
znajdowała szczęścia w zabijaniu obcych dla niej ludzi - nie próbowała nawet
doszukiwać się pretekstu, aby zyskać sławę w gronie prostych wojowników.
Wszystko zdawało się zmierzać w wyznaczonym kierunku, lecz nieprzyjemne
wydarzenia wywarły w niej spore emocje, które porównywała do problemu
sięgającego miana wewnętrznej wojny. Trawiły ją wyrzuty sumienia związane z
bezmyślnym zamordowaniem porucznika, a przy tym wzbudzające niepokój na
następne lata. Utrzymała jednak trzeźwe myśli, które wyrażały prawdę dotyczącą
przykrego wypadku - nie chciała zostać skrzywdzona, a tym bardziej tak okrutnie
poniżona, albowiem nadal posiadała godność oraz dumę. Wbrew własnym
przekonaniom, nie ma prawa przebywać na statku, gdyż swoją porywczością
posunęła się do niewybaczalnego czynu, który zaledwie przyczyniłby się do jej śmierci z rąk nieznanego szturmowca. Wyrok
opierałby się tylko na zeznaniach obcych osób dzierżących władzę nad zwykłym
robotnikiem, co miałoby znaczenie w dalszym postępowaniu. Ashna czuła wstręt
wobec wynaturzonych uczuć, słabości wpływających na niegodziwe reakcje
człowieka, a przede wszystkim brzydziła się swojego bezdusznego i bezlitosnego
zachowania. Złość przyćmiła racjonalną ocenę zagrożenia, wzburzyła długo
budowaną cierpliwość na rzecz okropnych uczynków. Obiecała sobie, że już nigdy
nie dopuści do podobnej sytuacji, choćby miałoby to doprowadzić do
ostateczności. Ashna przebywała w własnej kwaterze, przygotowując się do
nadchodzącego snu. Dzisiejszą noc poświęcała rozmyślaniom o młodszym bracie i
matce, wspominając przy tym beztroskie dzieciństwo i nadopiekuńczą postawę
rodzicielki. Wielokrotnie powracała do przyjemnych czasów, w których nie
zwracano uwagi na drobnostki, mało znaczące sprzeczki czy kąśliwe zaczepki.
Pragnęła ponownie zaznać smaku radości z dzieciństwa, przytulić się do ciepłego
ciała matki, ucałować blady policzek malutkiego Ardona. — Czymże sobie
zasłużyłam na tak surową karę? - zapytała samą siebie, wiedząc, że nie
otrzyma odpowiedzi. Nagle uderzyło ją zatrważające zimno, zmuszające do okrycia
się cienkim kocem i zaprzestania rozważania nad swoją przeszłością. Przysunęła
się bliżej krawędzi łóżka, czując pulsujący ból uniemożliwiający odpowiednie
ułożenie tułowia.
— Mamo, słyszysz mnie może? - szepnęła
łagodnie. — Sporo się zmieniło, w dziwnych okolicznościach znalazłam się na tym
przeklętym statku. Nie umiem się przyzwyczaić do panujących tutaj zwyczajów,
czuję się wyobcowana. Wierzę jednak, że uda mi się stąd wydostać i może w końcu
dowiem się, gdzie jest Ardon. Czy zdołasz mi pomóc?
Otaczała ją nieznośna cisza, która jednak nie zniechęcała
dziewczyny. Uniosła nieznacznie dłoń do góry, kreśląc w powietrzu rozmaite
symbole. Przygniatało ją poczucie odosobnienia od rodziny, lecz żywiła przeświadczenie,
że uwolni się od duszących emocji. Ashna wysiliła się na słaby uśmiech,
próbując przywołać obraz Delary.
Ashna miała zaledwie dziesięć lat, lecz wykazywała ogromne
zainteresowanie otaczającą ją rzeczywistością. Siedząc przy oknie, obserwowała
szybujące statki czy myśliwce, momentami zerkała na migoczące światełka w
oknach mieszkańców, które bez przerwy zmieniały swoje kolory. Nie tylko te
drobne szczegóły wzbudzały w niej ciekawość do świata; najbardziej wyczekiwała
późnej nocy, gdy bez przeszkód mogła wymknąć się z łóżka i podziwiać z dala
odległe i niedostępne krainy. Rzucały one delikatny blask na bloki mieszkalne
powoli przemieszczając się w obcym dla niej kierunku, pozostawiając za sobą
nikłą poświatę, która nieustannie tkwiła w jednym punkcie. Natura stanowiła dla
niej trudną do rozgryzienia zagadkę, dlatego codziennie obmyślała plan w jaki
sposób zdoła przechytrzyć nieuchwytną dla ludzkiego oka przyrodę.
— Ashno, wracaj natychmiast do łóżka -
usłyszała pouczający głos matki.
Dziewczynka błyskawicznie odwróciła się w stronę
rodzicielki, a na policzki wpełzł intensywny rumieniec. Ostatecznie została
przyłapana na potajemnych przechadzkach, więc z pewnością zostanie wymierzona
wobec drobna kara.
— Nie chcę spać, nie jestem zmęczona -
stwierdziła, spuszczając wzrok. —Mamo, mogłabyś ze mną trochę posiedzieć? Jest taki
ładny wieczór, gwiazdy są wysoko na niebie, a ty mi każesz spać. Tak nie można,
to jest złe!
Delara westchnęła głośno, lecz zajęła miejsce obok córki. — Teraz już dobrze, kochanie? —
powiedziała troskliwie, ale zaraz po tym zmieniła swoje nastawienie. — Nie
możesz tak się wymykać, bo wtedy nie widzę, gdzie jest moje najstarsze dziecko.
Ashna wnikliwie przyjrzała się charakterystycznemu
wyglądowi swojej matki. Spostrzegła, że tylko w niewielkim stopniu upodabniała
się do starszej kobiety, a tym wyróżniającym się elementem był jasny kolor
włosów. Delara była wyjątkowo piękną osobą mającą duże zielone oczy, którymi
nieustannie wykrywała przekręty swoich dzieci. Długie blond włosy okalały
szczupłą twarz, a ciemna karnacja była przeciwieństwem bladej cery córki. Ashna
wnikliwie przeanalizowała wygląd matki, a po długim okresie, odkryła, że Delara
ma głęboką bliznę na prawym ramieniu.
— Mamo, chciałabym kiedyś być taka jak ty. Spójrz na tę
gwiazdę, popatrz jak ona niesamowicie lśni - oznajmiła, wskazując palcem na
odznaczające się ciało niebieskie. - Ona jest tak wspaniała jak moja mama!
Delara zaśmiała się cicho, tuląc mocniej ukochaną córeczkę.
— Będziesz lepsza ode mnie, od tych gwiazd, a nawet od
całej galaktyki. Nikt nie dorówna mojej kruszynce - odpowiedziała dumnie, kładąc
pocałunek na czole Ashny. - W końcu i ty znajdziesz swoją gwiazdę, swoje
przeznaczenie – szepnęła, nucąc melodię z kantyny.
Ashna zaniosła się cichym szlochem, ukrywając twarz w
poduszce. — Czy rozwinęłam się do takiego stopnia, że dorównuję idealnej gwieździe? - pomyślała z przekąsem. Pojęła, że żadna
istota nie przeobrazi się w odrębną jednostkę, nie sprosta ideałowi do którego
dzielnie dąży.
Niespodziewanie do
pomieszczenia wtargnęła rudowłosa kobieta, która dobitnie demonstrowała swoją
niechęć względem wszystkich ludzi, a zwłaszcza wobec działaczy Najwyższego
Porządku. Miewała momenty, w których krytykowała kiepskie decyzje rządzących,
ale na potwierdzenie swoich przypuszczeń, przytaczała kilka śmiesznych
wypowiedzi, które wychwyciła w trakcie wykonywania swoich obowiązków. Evana nie
zaliczała się do opanowanych pracowników, wręcz dobitnie manifestowała swój
sprzeciw odnośnie panujących warunków na statku. Kilkakrotnie usiłowała
wzniecić bunt przysparzający Imperium dodatkowych problemów, jednakże każda
taka próba kończyła się fiaskiem i ostatecznie zdeterminowana kobieta musiała
przyznać się do porażki.
— Nie ma spokoju od pracy, no nie ma... - jęknęła,
zrzucając brudną kurtkę. - Wiecznie czegoś oczekują, a niczego w zamian nie
dadzą. Jak można tutaj mówić o sprawiedliwości, kiedy wykorzystują prostego
człowieka jak zwykłego niewolnika — dopowiedziała z wyraźną złością, zajmując
miejsce na materacu.
Ashna podniosła się do pozycji siedzącej, przecierając oczy
ze zmęczenia.
— Postaraj się tym nie zadręczać, bo nie przyniesie to
żadnych skutków. Odpocznij trochę, a zobaczysz, że zdenerwowanie było całkiem
niepotrzebne - odrzekła, patrząc jak towarzyszka zaciska palce na pościeli. —
Zresztą ludzie nie mają wystarczająco odwagi, aby sprzeciwić się Najwyższemu
Porządkowi, a jest to zrozumiałe. W końcu obawiają się o własne życie.
Evana podniosła się gwałtownie, rzucając dziewczynie
gniewne spojrzenie.
— Odpoczynek powiada! - odparła, klnąc szpetnie. - Nieźle
sobie to w głowie poukładałaś, bo większych bzdur to jeszcze nigdy nie
słyszałam! Jesteś naprawdę tak bardzo zdesperowana sądząc, że ludzie boją się
Najwyższego Porządku? — prychnęła pogardliwie, mrucząc niezrozumiale pod nosem.
Ashna otwierała już usta, aby coś powiedzieć, lecz szybko
przerwała, widząc jak kobieta przechadza się tam i z powrotem, upewniając się,
że nikt nie słyszy ich rozmowy.
— Ludzie pragną tylko władzy, marzą o staniu się kimś
wielkim - ciągnęła, utrzymując ten sam niski ton. - Zwykły szturmowiec, nic
niewarta szumowina jest w stanie poświęcić swój marny żywot, byleby zadowolić
swojego pana, władcy, którego nie obchodzi czy jego żołnierz przeżył czy też
utracił wolę walki. Wszystko po to, aby chociaż na moment poczuć smak chwały,
nawet kosztem śmierci — skończyła, wyjmując z torby prowiant.
Dziewczyna karciła w
myślach zuchwalstwo towarzyszki, lecz potajemnie przyznawała jej rację, nawet
jeżeli nie potrafiła zdobyć się na sympatię. Na statku panował surowy rygor
zaostrzany intensywnym uczestnictwem Najwyższego Porządku w sprawach prostych
robotników, na których za nieposłuszeństwo nakładano karę chłosty i umieszczano
w odizolowanych komnatach.
— Nikt nie dostrzega prawdziwych wartości - odpowiedziała. —
Nikt nie jest maszyną, a poświęcanie życia dla krótkotrwałej sławy nie jest
odpowiednim rozwiązaniem. Wśród tego chaosu, człowiek zapomina o najważniejszym
- o wrażliwości, dobroci i miłości - mruknęła, przypominając sobie słowa
własnej matki. — Czyż to jest warte takiej ofiary? – dodała szybko.
Rudowłosa zatrzymała się w miejscu, mierząc ją
przenikliwymi brązowymi oczami, po czym przejechała dłonią po brudnych,
tłustych włosach.
— Jesteś jeszcze taka niedoświadczona, taka dziecinna – rzekła
zgorzkniale Evana. - Wojna niszczy nawet te najbardziej zakorzenione wartości,
ależ co ty możesz wiedzieć... taka młoda, nieświadoma zagrożenia. Bój się
dziewczyno, bój się bitwy i ciesz się póki możesz, gdyż wkrótce zasmakujesz
krwi własnych przyjaciół i wrogów — dorzuciła, uśmiechając się tajemniczo.
Stale brała udział w różnorakich konfliktach między
Imperium a Republiką, na okrągło miała styczność z pokaleczonymi ciałami
rekrutów, nieraz obserwowała sprowokowanych do walki żołnierzy czy poranionych
wrogów zmierzających pośpiesznie do swoich obozów. Zawsze pamiętała, aby w
swoich działaniach kierować się dobrocią, chociaż wysoce w nią wątpiła - jednak
zdawała sobie sprawę, że wyłącznie stosując taką metodę ocali istnienie
ludzkie. Przez te kilka lat pobierała nauki od Avila, czerpała mnóstwo
doświadczenia z jego pouczających lekcji, które najczęściej obejmowały
wiadomości na temat medycyny, a niekiedy schodziły na treść przybliżoną do
wojny. Zaznajomiła się z podstawowymi formami uleczania, bandażowania i
korzystania z pakietów reanimacyjnych posiadających niepowtarzalną jakość. Serdeczność
ujawniała swe oblicze tylko w okresie zagrożenia czyjegoś życia, w momentach
krytycznej sytuacji, w której decyzje należało podejmować bez dłuższego
zastanowienia. Jakkolwiek by to brzmiało, stanowiła nieoderwalną część zespołu,
toteż odczuwała wielką dumę i satysfakcję, że po przez swoją determinację
dokładała starań, aby chronić kruchą egzystencję śmiertelnika. Czy jednak
moje nabyte umiejętności zdadzą się być wystarczające podczas nierównej i
krwawej walki? - rozważała, przy czym przypomniała sobie o planowanej
ucieczce ze statku. Wzdrygnęła się na samą myśl o opuszczeniu najlepszego
przyjaciela, a tym samym skazaniu siebie na wieczną tułaczkę. Kwestią czasu
było odnalezienie i wydanie na haniebną śmierć, której nie życzyłaby nawet
najgorszemu przeciwnikowi — głównym celem jest umknięcie władzy i kontynuowanie
poszukiwań młodszego brata. Miała w sobie wystarczająco dużo siły, aby pokonać
przeszkody w zrealizowaniu planu, chociaż mimo chwilowych słabości, wiedziała,
że podoła czyhającemu niebezpieczeństwu.
— Poczułaś się urażona? - usłyszała kąśliwą uwagę Evany. -
To było tylko pouczenie i ostrzeżenie. Miej się lepiej na baczności, gdyż teraz
będziesz uważana za prawowitego wojownika Imperium Galaktycznego. A wierz mi
czy nie, Generał Hux nie toleruje zdrady lub odmowy wypełnienia rozkazu.
Zabijesz nawet, jeżeli będziesz przyparta do muru i bez możliwości ratunku, a wtedy
dopiero przejrzysz na oczy — prychnęła ironicznie, świdrując wzrokiem
niewzruszoną postawę Ashny.
— Twoja troska jest niepotrzebna – wycharczała, wstając na
równe nogi. – Potrafię zadbać o siebie, w przeciwieństwie do innych. Nie musisz
się martwić, wiem co do mnie należy, ale z pewnością nie jest to okrutne katowanie
wroga. Nie mam zamiaru przyczyniać się do mordowania, nawet gdybym została do
tego przymuszona. Myśl sobie, co chcesz, ale nie mam nawet najmniejszej chęci
na zmianę swojego zdania — zakończyła drżącym głosem, cofając się pamięcią do
potwornego uczynku.
Evana zrobiła jeden
głęboki wdech, po czym zmarszczyła brwi.
— W takim razie jesteś głupia niczym Gizka. Nie nadajesz
się, aby tutaj przebywać, wracaj lepiej na te pustkowie, szukaj dalej swojego
nieszczęsnego brata. Nie sądziłam, że jesteś aż tak bardzo tchórzliwa, żałosna
i słaba. Nie pragniesz zmian? Wciąż tylko ta rodzina, ta beztroska, której już
nigdy nie doznasz. Ganiasz za czymś, czego od dawna nie ma – święty czas, aby
się obudzić, zanim będzie za późno. — odpowiedziała zirytowana, przy czym
intensywnie gestykulowała.
Ewidentnie pozornie
spokojna rozmowa przeradzała się w burzliwy spór, który zdawał się być
nieunikniony Ashna poczuła zaciskające się na sercu zimne palce strachu, a na
czoło wstąpiły niewielkie strużki potu spowodowane nieoczekiwanym wyznaniem
prawdy. Pod wpływem przytłaczających emocji, zaczęła zaciskać dłonie w pięści i
podgryzać wnętrze prawej strony policzka. Pluła sobie w brodę, że z taką
łatwością zaufała złudnej dobroci Evany, którą otoczyła ją w momencie życiowego
utrapienia — w chwili zniekształconego światopoglądu, utraconego poczucia
rzeczywistości, czy typowego zaniku poczucia własnej wartości.
— Może i jestem głupia, lecz nie mam tak zepsutego wnętrza.
W tobie nie ma niczego szlachetnego, niczego sobą nie reprezentujesz. Co z
tego, że domagasz się równego traktowania, skoro nawet nie potrafisz uszanować
zdania innego człowieka. Kpisz ze mnie, wykorzystujesz moje dawne błędy, aby
mnie zranić i przekonać do czynienia powinności. Pamiętaj, że to nie ty
decydujesz o moim życiu, zrobię z nim co chcę, nawet jeżeli tobie się to nie
podoba — wysyczała jadowicie, lustrując ją od góry do dołu.
Evana przybliżyła się na niebezpiecznie bliską odległość, a
zaraz potem wykonała niespodziewany ruch, całkowicie dezorientując przeciwniczkę.
— Wiem, co chcesz zrobić, dziecinko, ale nie myśl, że to
się uda. Obserwuję Cię od dłuższego czasu, znam każdą twoją tajemnicę, nawet
tą, którą tak nader wszystko próbujesz ukryć — wyszeptała wprost do ucha
przerażonej dziewczyny. — Tak, właśnie tak. O to chodziło, masz się bać, strach
ma cię obezwładniać. Poczujesz czym jest prawdziwe cierpienie…
Dziewczyna stała
nieruchomo, czując mocno łomocące serce w piersi. — Kim jest naprawdę ta kobieta? — zadała sobie pytanie, nie mogąc na
nie odpowiedzieć. Słowa, które wypowiedziała wzbudziły w niej otępienie, a
złość którą się kierowała, nagle zniknęła. Szalejący w niej ogień przygasł,
zastąpiła go zimna, niemalże lodowata pustka. Przeniosła ciężar ciała na lewy
bok, po czym szeroko rozchyliła usta, wpatrując się tępo w usatysfakcjonowanego
nieprzyjaciela. Szok zmieszany z niedowierzaniem zmroził wolę walki, chęć
sprzeciwienia się natrętnej kobiecie — została na moment pozbawiona dumy, wewnętrznej
potrzeby uzasadnienia. Słyszała tylko kuszący szept, który namawiał do ucieczki,
do porzucenia znośnego życia. Pragnienie odczuwała całymi swoimi zmysłami,
pałała namiętnością do utraconej wolności oraz swobody. Evana znała jej skrupulatnie skrywany sekret,
co spotęgowało silniejsze wyrzuty sumienia, choćby w wyniku morderstwa
mężczyzny. Nienawiść nie przejęła kontroli nad umysłem i ciałem, wręcz została
zepchnięta na bok — pojawił się upragniony spokój, wyciszenie, a nawet
obojętność.
— Nie sprowokujesz mnie — odpowiedziała okrutnie drwiącym
głosem. — Nie boję się konsekwencji. Możesz zrobić co chcesz z tymi
bezwartościowymi informacjami, wydaj mnie Najwyższemu Porządkowi lub sama
wyznacz mi karę. Jednak nigdy nie odbierzesz mi godności czy szansy na lepszą
przyszłość. Moje życie nie skończy się na poddaństwu twojej żenującej osobie — zaznaczyła, wskazując na nią ostrzegawczo
palcem.
Evana zaśmiała się szyderczo, wnet szybko położyła brudne
dłonie na kościstych ramionach rywalki.
— Już to zrobiłaś, moje
drogie dziecko.
Ashna jęknęła cicho, czując znajomy, pulsujący
ból w okolicach skroni. Natychmiast odsunęła się na bezpieczny odstęp,
wyrywając się ze srogiego uścisku Evany. Zawroty głowy uniemożliwiały
prawidłowe funkcjonowanie — uczucie powracało w trakcie trudnych warunków, lecz
w dalszym ciągu stawało się szalenie dokuczliwe, niemalże doprowadzało do
szewskiej pasji.
— Muszę się dostać do
Avila — szepnęła sama do siebie, mając nadzieję, że przyjaciel znajdzie sposób
na rozwiązanie problemu.
Kolejny raz wsłuchała się w głos własnego
instynktu, który zalecił bezzwłoczne opuszczenie kwatery. Teraz widziała przed
sobą oblicze porucznika, istnienie, które zgasiła jednym zapalczywym ruchem
dłoni — była odpowiedzialna za jego śmierć. Nieprzerwane wyrzuty sumienia
nękały bezbronny umysł, kaleczyły i skuły niczym żelazo. Dookoła siebie
widziała nie tylko martwe ciało Garyla, lecz również własnej matki, ukochanej
dobrotliwej kobiety. Dodatkowym utrapieniem były ujawnione tajemnice, skrzętnie
maskowane, których niebywale się wstydziła.
— Zamierasz się
wymigać? — powiedziała rozbawiona. — Uciekaj gdzie chcesz, ale wiedz, że
wszędzie znajdę twoją tchórzliwą twarz! — krzyknęła, a uśmiech przeistoczył się
w paskudny grymas.
Ashna ostatkami sił
wybiegła z pomieszczenia, oddychając głęboko. Korytarz wiódł bezpośrednio do
sektora dziewiątego powiązanego z produkcją droidów i maszyn wojennych, dlatego
też bez zastanowienia pomaszerowała w obranym kierunku. Wielokrotnie mijała
patrolujących szturmowców czy też pogrążonych w rozmowach pracowników
pochodzących z niższych działów, lecz nie zwracali oni specjalnej uwagi na
przestraszoną dziewczynę. Szybkie tempo ułatwiło swobodne pokonanie wyznaczonej
trasy — szerokim łukiem omijała podporuczników czy oficerów, którzy taksowali
wzrokiem jej zlęknioną twarz. Nie poczynili jakichkolwiek gestów, aby ją zatrzymać,
co sprawiło, że zaczęła nabierać podejrzeń. Co
jeżeli oni nadal niczego nie odkryli? — zadała sobie pytanie, wytwarzając w
głowie dziwne myśli. Nareszcie stanęła przed komorą przeznaczoną dla konstruktorów,
przeoczyła jednak stojącego obok szturmowca.
— Wskaż identyfikator
— powiedział, a jego głos był zdeformowany przez modulator.
Drżącymi dłońmi
sięgnęła do kieszeni, wyjmując elektroniczną plakietkę. Wcześniej została ona
użyta w celu dostarczenia broni porucznikowi, w rezultacie zamiast wykonać
polecenie, dokonała zbrodniczego czynu.
— Możesz wejść.
Zaraz po przekroczeniu progu, uderzył ją
przytłaczający zapach stopionego żelaza oraz miedzi. Pomieszczenie było słabo
oświetlone, raptem nikła poświata rzucała światło na sylwetki zapracowanych
robotników. Pośród rzędów niewykorzystanych droidów medycznych, można było
spostrzec wejście wiodące do ładowni, w której testowała blastery. Nieraz po
zakończonej zmianie, wracała do określonego punktu, aby choćby na moment
zapomnieć o samotności. Szukała wzrokiem przyjaciela, lecz wśród hałasu i
nieokiełznanego bałaganu, nie potrafiła namierzyć postury ciemnoniebieskiego
Twi’leka.
— Ashno, co ty tutaj
robisz?
Niezwłocznie obróciła się w przeciwną stronę,
odnajdując wzrokiem Avila. Odziany był w kombinezon, który oddawał mocną budowę
jego ciała. Był on rzeczywiście bardzo wysoki, gdyż mierzył prawie metr
osiemdziesiąt. Jego lekku spoczywały na szerokiej piersi i otaczały potężny
kark i ramiona. Oczy lśniły jasnym blaskiem, odbijając pełgający płomień w
buchającym piecu. Wizyta przyjaciółki nie była dla niego niespodzianką — niejednokrotnie
ugaszczał ją w swojej kwaterze, a jak nie było takiej możliwości, to zapewniał
jej komfort pośród ewidentnego zamętu.
— Nie potrafię zasnąć,
mam straszne bóle głowy. Nie umiem tego znieść, ileż też można! — powiedziała,
wypuszczając głośno powietrze. Pominęła fakt kłótni z lokatorką, gdyż nie
chciała obciążać druha swoimi żałosnymi problemami.
— Udaj się do sektora
medycznego, nie możesz dłużej z tym zwlekać. Wszystkie możliwe opcje zostały
wyczerpane, a tobie nadal to nie przechodzi — odpowiedział z westchnieniem,
odwracając się do niej plecami. — Zbliża się wojna, nie możesz nadwerężać
swojego zdrowia. Pomyśl o tym. — dorzucił, odkładając część wyposażenia robota
na drugą stronę.
Ashna przygryzła dolną wargę, patrząc w
milczeniu na Avila. Znała go wystarczająco dobrze, żeby stwierdzić, że jego
zachowanie uległo drastycznej zmianie. Uleciała z niego radość, a na jej
miejsce wstąpiła bierność, ale również niewytłumaczalny smutek. Momentalnie
zapomniała o swoich kłopotach, a zamiast tego skupiła się na zmartwieniu
towarzysza. Przysunęła się do niego, po czym pomału ułożyła swoją dłoń na jego barkach.
— Coś jest nie w
porządku, a ty w ogóle nie chcesz mi niczego zdradzić. To nie daje Ci spokoju,
przecież widzę… — szepnęła wystarczająco cicho, żeby nikt pozostały nie słyszał
rozmowy. — Śmiało, nie krępuj się. Bo inaczej naślę na ciebie wielkiego
ostroszczura! — zaśmiała się, zaraz potem klepiąc go po plecach.
Avil wysilił się na
słaby uśmiech. Stał przygarbiony, ze skulonymi ramionami, pozbawiony
wewnętrznego entuzjazmu. Ostrożnie rozkładał poszczególne elementy obudowy robota,
co jakiś czas zerkając na elektroniczny panel wyświetlający projekt konstrukcji
maszyn.
— Obawiam się, że nie
ucieszysz się z tych wieści — przemówił poważnie, zbierając ze stołu przepalony
rdzeń. — Pewnie już słyszałaś o morderstwie porucznika, prawda? — mruknął,
ruszając w kierunku brzęczącego droida, a za nim podążyła Ashna.
— Tak, słyszałam —
wymamrotała, czując nieprzyjemny skręt żołądka.
— Wczoraj wieczorem
przesłuchiwano podejrzanych. Najwyższy Porządek nie próżnował, brali każdego
kto się nawinął tamtego pamiętnego popołudnia. Przeszukiwali praktycznie każdy
sektor, szukali dowodów pozostawionych przez zabójcę, a gdy takowe znaleźli, od
razu też dorwali potencjalnego winowajcę. Początkowo zastanawiałem, kim jest ta
osoba, lecz szybko zbagatelizowałem sprawę, sądząc, że sytuacja zdoła się
wyjaśnić. Ashno… słyszałem w nocy kobiece krzyki, lecz milczałem, tak bardzo
milczałem, że chyba już nie słyszałem własnych myśli! — ciągnął, wyczuwalnie
przerażony.
Dziewczyna czuła gromadzące się łzy w kącikach
oczu, a niespodziewana fala gorąca uderzyła w czuły punkt. — Ja… tak mi
przykro… — odpowiedziała skruszona, zatrzymując się po środku sali. Wyrzuty
sumienia, które tak starannie zagłuszała, ugodziły ją prosto w serce, raniąc
tak mocno, że ledwie utrzymywała się na równych nogach.
Avil krążył po pomieszczeniu,
układając komponenty. Zignorował słowa przyjaciółki, gdyż sam usiłował pogodzić
się ze sobą dwa sprzeczne uczucia — troskę oraz gniew. Niedawno przeżył
traumatyczne zdarzenie, które diametralnie odbiły się na jego samopoczuciu,
teraz na nowo został wystawiony na próbę własnych możliwości.
— Wiesz kim była ta
kobieta? — rzekł po krótkiej chwili milczenia. — Ona była moją podporą, moją
jedyną nadzieją. Ashno, jej ciało było poszarpane, tak bardzo zakrwawione, że
tylko przez charakterystyczną broszkę rozpoznałem, że była to Liara, te małe,
niewinne dziecko — wyszeptał przez łzy, które swobodnie spływały po jego
policzkach.
Ashna zrobiła się blada niczym kreda, a w
głowie intensywnie zaszumiało. Liara była najmłodszą członkinią statku,
najbardziej żywiołową i pozbawioną strachu. Niejednokrotnie sprawiała mnóstwo
nieprzyjemności poszczególnym pracownikom, lecz nigdy nie została złapana na
gorącym uczynku. Tęskniła za domem na Coruscant, za zapachem lasów czy kwiatów,
wspominała również pozostałości Tęczowego Mostu i piękno Wieży Aquala. Liara
została sprzedana przez ojca alkoholika, którego nie było stać na opłacenie kredytu
zaciągniętego w sferze górniczej. Ciągle marzyła o powrocie do zatroskanej
matki oraz młodszego kuzyna, a te skromne życzenia rodziły w niej niezłomną
nadzieję na przywrócenie dawnego ładu.
— Nie, to niemożliwe —
wyszeptała zdruzgotanym tonem. — To nie mogła być ona… wszyscy tylko nie ona,
błagam tylko nie ona… — dodała, upadając na kolana.
Twi’lek pochylił się
nad zrozpaczoną powierniczką, tak, że prawie stykali się czołami.
— Ashno, powiedz mi
teraz szczerze — zatrzymał na moment, aby zaraz kontynuować. — Czy miałaś coś
wspólnego z morderstwem tego bydlaka?
Otrząsnęła się z nieplanowanego szoku, patrząc
zamglonymi oczami na kamienną twarz Avila. Dopiero po krótkiej chwili
zrozumiała sens zarzuconego pytania, na które zareagowała jeszcze głośniejszym
wybuchem płaczu. Każdy, kto był bliski jej sercu, umierał w niejasnych
okolicznościach, czasami z powodu nagłej choroby, a niekiedy w wyniku
bestialskiego morderstwa. Czy to ma
jakikolwiek sens? — rozmyślała, walcząc ze swoim umysłem. Na moment
zatraciła poczucie rzeczywistości, a jej myśli dryfowały po nieznanej
przestrzeni. A kim ona była? Zwyczajną morderczynią, kobietą bez skrupułów i zasad
moralnych. Postawiono jej wyzwanie, które kolidowało z poprzednimi zwyczajami.
Musiała odrzucić samolubne pragnienia, aby chronić przyjaciół, a przede wszystkim
swoją duszę przed zatraceniem.
— Nie, nie miałam z
tym nic do czynienia — łgała, siląc się, aby brzmieć wiarygodnie. — Byłam wtedy
już w swoim pokoju razem z Evaną.
Avil zaoferował jej
pomocną dłoń, którą natychmiast przyjęła. Poderwała się do góry, strzepując kurz
z ubrania. Po raz pierwszy odważyła się okłamać najbliższą osobę, zwykle nie
pochwalała takiego postępowania, aczkolwiek położenie, w którym się znajdowała
wymagało dokonania tak absurdalnej decyzji. Prędzej czy później, Najwyższy
Porządek wywęszyłby spisek, a skutkiem byłaby niefortunna śmierć Avila.
— Dobrze, że to nie
byłaś ty — wymamrotał, wznawiając pracę. — Mam pewne podejrzenia, lecz nie są
one warte rozpowszechniania. Jestem przekonany, że Liara nie popełniła takiej
zbrodni, ktoś maczał w tym swoje obślizgłe paluchy — uzupełnił, krzywiąc się
nieznacznie.
Ashna przetarła oczy
ze zdumienia. Powoli zaczęła się gubić w natłoku wydarzeń.
— Też czuję, że tego
nie zrobiła… — powiedziała ledwie ruszając ustami. — Była cudownym dzieckiem,
nie zasłużyła na takie traktowanie. — Avil… - zaczęła. — Nie chcę, abyś się
smucił. Wszystko się ułoży, jestem co do tego przekonana. Liara na zawsze zostanie
w naszych sercach, nigdy nie wymażemy jej ze wspomnień.
Avil nadal milczał, ale Ashna była pewna, że
te słowa zadziałały kojąco. Podjęła się trudnego zadania, a jeden
nieprzemyślany krok przysporzyłby mnóstwo konsekwencji. Przyrzekła sobie, że zacznie
strzec przyjaciela, nawet kosztem własnego szczęścia.
__________________________________________________
Ashna przemierzała długie korytarze statku
Finalizer, zważając na to, aby nie natrafić na grupę szturmowców. Od kilku
godzin powinna odpoczywać we własnej kwaterze, tymczasem włóczyła się po każdym
sektorze, szukając dogodnego miejsca, w którym mogłaby poukładać myśli. Evana
stanowiłaby zbyt duże zagrożenie, mogłaby narazić ją na utratę kontroli, czego
wolałby uniknąć. Nie znalazła porozumienia ze swoimi myślami, a tym bardziej z
dokuczliwymi wyrzutami sumienia, które zżerały ją od środka. Lekkomyślnym
postępowaniem wywołała chaos, pozbawiła życia niewinną dziewczynkę, którą
darzyła szczerą sympatią. Ashna nie miała ochoty istnieć, żałowała, że się
urodziła, gardziła sobą. To ja powinnam
umrzeć, a nie Liara — powiedziała sama do siebie. Podążała wyznaczoną trasą
będącą blisko kokpitu, komór więziennych oraz sali obrad. Zazwyczaj tymi
ścieżkami maszerowali żołnierze, pracownicy sektorów czy prości najemnicy,
jednak ze względu na okoliczności związane z przygotowaniem do wojny, przejścia
lśniły pustką. Odetchnęła z ulgą, po czym skręciła w prawo — nieznana energia
wiodła ją bezpośrednio w kierunku sali obrad. Nagle stanęła jak wryta, a serce
przyśpieszyło rytmu — przed sobą widziała kilka postaci, a w tym dwie niezwykle
charakterystyczne.
— Najwyższy Przywódca rozkazał umocnić barierę
statku — usłyszała zdeformowany głos mężczyzny w czarnej, wielkiej masce. — Radziłbym
jak najszybsze wypełnienie polecenia, generale. Nikt nie chciałby być świadkiem
twojej klęski.
Mężczyzna obok stał
niewzruszony, trzymał w dłoniach datapad, w którym notował ważne informacje.
Wzrostem przypominał jej przyjaciela, lecz wyglądem upodabniał się do męskiej
wersji Evany. Włosy miał starannie zaczesane na jeden bok, a bogato ozdobiony
strój, wskazywał na to, że prawdopodobnie jest to Generał Hux. Widziała go
tylko raz i to jeszcze w momencie przyjmowania rekrutów na statek Finalizer.
— Pilnuj swoich spraw,
Ren. Pracownicy nie nadążają za naprawą szkód wyrządzonych przez niestabilnego
emocjonalnie rycerza. — odpowiedział surowym tonem, nie odrywając wzroku od
przedmiotu. — Bariery statku zostały już dawno umocnione. Osobiście przekażę
Najwyższemu Przywódcy raport z postępów nad przygotowaniami do bitwy.
Ashna zakryła usta
dłonią, a panika wzrosła do takiego stopnia, że ledwie łapała oddech. Kylo Ren
był dowódcą Najwyższego Porządku, uczniem Najwyższego Przywódcy Snoke. Znany
był z specyficznego miecza świetlnego, agresywnego stylu walki oraz unikatowego
stroju wraz z czarnym hełmem. Mężczyzna był nieobliczalny, a w połączeniu z
jego domniemaną mocą, stanowił poważne niebezpieczeństwo dla środowiska.
Ashna poruszyła się niespokojnie, wstrzymując oddech — między nimi zapadła
sroga cisza, co mocno zatrwożyło dziewczynę. Powoli wycofywała się z wąskiego
przejścia, mając bardzo złe przeczucia.
— Ktoś tu jest — zareagował
Kylo Ren, robiąc kilka kroków do przodu. — Wyczuwam czyiś strach, ktoś się
bardzo boi — powiedział, wyjmując z boku szaty miecz świetlny, po czym szybkimi
krokami ruszył w stronę bezbronnej Ashny.
_______________________________________________
Planowałam dodać rozdział dopiero po maturze, lecz stwierdziłam, że podzielę go na części, aby ułatwić czytanie i zrozumienie fabuły. Osobiście jestem zadowolona z napisanego tekstu, ale mam wątpliwości, co do poprawności. Rozdział jest niepoprawiony, więc z góry przepraszam z ewentualne błędy czy brak logiki w opisach.
Część druga pojawi się troszeczkę później, nie wiem dokładnie kiedy. Stawiam, że za dwa lub trzy tygodnie powinien zostać opublikowany nowy rozdział. Polecam również wsłuchanie się w nową playlistę, może kogoś zainspiruje.
* Kolejny rozdział pojawi się dopiero pod koniec maja. Powodem jest matura, lecz również dodatkowa praca.
* Kolejny rozdział pojawi się dopiero pod koniec maja. Powodem jest matura, lecz również dodatkowa praca.
Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że dodałaś rozdział *0* Gdybyś zobaczyła mnie w akcji jak piszczałam z radości :D
OdpowiedzUsuńMina rodziców bezcenna XDD
Niech moc będzie z tobą! <3
No widzisz, cieszy mnie to, że tak bardzo się radowałaś :)
UsuńZ tobą również. Pisz tam opowiadanie :)
Ashna narobiła sobie kłopotów, a za jej błędy zapłacił ktoś inny... A teraz jeszcze jest bliska wykrycia i schwytania przez Kylo Rena... No, ciekawa jestem jak to się dalej potoczy. I co z przyjaźnią Ashny i Avila? Po czymś takim, jeśli wyda się, że skłamała, może ją utracić na zawsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo dziękuję za komentarz.
UsuńTak, Ashna narobiła sobie mnóstwa kłopotów, co będzie miało swoje skutki. W kolejnych rozdziałach wszystko powinno się wyjaśnić, taką mam nadzieję.
Również pozdrawiam :)
Na statku niby to panuje "surowy rygor", ludzie obawiają się o własne życie, a wielokrotna przywódczyni buntów chodzi sobie wolno, bez żadnych problemów i głośno narzeka na swoją pracę? Gdyby Najwyższy Porządek był takim strasznym miejscem, jak sugerujesz, to Evana po pierwszej próbie buntu zostałaby wypchnięta przez śluzę. A tutaj co? "Musiała przyznać się do porażki". Ten Najwyższy Porządek jest sympatyczniejszy niż niejedna korporacja.
OdpowiedzUsuńA poza tym im bardziej starasz się obrzydzić czytelnikom Evanę, tym bardziej jej kibicuję. Ona przynajmniej nie boi się głośno wyrazić swojego zdania (jak widać, nie grozi to żadnymi konsekwencjami) i walczyć o to, co uważa za słuszne. Nie to co Ashna, która tylko chowa się po kątach.